W zeszły weekend odbył się prerelease nowego dodatku do gry Flesh and Blood, czyli Tales of Aria. W tym artykule chciałbym podzielić się z Wami moimi oczekiwaniami i wrażeniami z punktu widzenia osoby, która w Flesh and Blood gra miesiąc i jest wieloletnim medżikowcem.
Oczekiwania
Prerelease to prawdopodobnie najbardziej casualowy i społecznie wiążacy event w Magic: the Gathering. Łączy on graczy kompetetywnych z niedzielnymi i każdy cieszy się luźniejszą atmosferą przy nowych kartach. Szczególnie tę lekką rolę eventu podkreśla możliwość grania nocnych turniejów, gdzie batalia magów trwa już po zmroku. Wybierając się na pre Flesh and Blood, mocno liczę na tę właśnie przyjazną atmosferę, która normalnie towarzyszy turniejom medżikowym.
Przed wyjściem nowego dodatku trzeba włożyć trochę pracy w zapoznanie się z kartami. Całe szczęście w Internecie jest dużo baz danych z kartami i można wczytać się we wszystkie nowości. Optymalnie chciałbym usiąść do rozpiski nowego dodatku siadać zawsze dzień przed turniejem i zaprzyjaźnić się z nowymi kartami.
Jeśli ktoś idzie na pre nie tylko pograć, ale i je wygrać, to przydają się zasoby w internecie, które pomagają zrozumieć, jak działa to środowisko limited. Mam na myśli rozpiski kart po kolorach, ocena ich siły w formacie sealed, ale też osobno w drafcie. Do tego wyjaśnienie mechanik, jak te przekładają się na gameplay, jakie są najlepsze archetypy i z czego to wynika. W MtG jest mnóstwo miejsc, gdzie takie informacje można znaleźć, w tym czytany przez Ciebie teraz portal guildmage.pl. Przed pre FaBa również warto poczytać też o najnowszym dodatku i przyjść na turniej z pożądnym zapleczem wiedzy.
Nie pamiętam, jak to jest nie wiedzieć niczego o Medżiku, tak jak teraz wiem znikomo o FaBie. W pełni wyobrażam sobie początkujących, którzy otwierają sześć paczek nowego dodatku i nie wiedzą, co z nimi zrobić. Liczę na to, że będę w stanie realnie złożyć talię podczas prerelease’a Tales of Aria i nie będę za bardzo pogubiony w tym, co się dzieję.
To, czego ludzie najbardziej nie lubią w limited, to przegrywanie z bombami. Nauczyłem się to tolerować w limited, bo ja sam czasem wygrywam bombami, a teraz bomby mogą być często powstrzymane removalem i ważniejszy jest kręgosłup talii niż pojedyncze silne karty. Jestem świadomy, że w constructed też się przegrywa od „nut drawów”. Nie wiem, jak działa środowisko limited we Flesh and Blood, więc czas sprawdzić, czy tu też przegrywa się od jednej karty.
Ostatni punkt będzie prawdopdobnie oczywisty, ale liczę na fajne gry. Idę głównie pograć, więc chcę, aby gry były równe, zaciętę i pełne decyzji. To sobie cenię w karciankach.
Wrażenia
Jak można się spodziewać, nic nigdy nie jest czarne albo białe. Wrażenia są i na plus, ale i na minus.
Przyjazna atmosfera – zdecydowanie! Wszyscy byli uśmiechnięci i chętni do batalii. Jak tylko miałem pytanie związane z zasadami, kartam, cenami, czy działaniem kart, to wiedziałem, że każdy z chęcią mi doradzi i pomoże. Jako że gra ma niecałe dwa lata, to było też sporo innych początkujących, co dodawało otuchy. Co prawda i tak zdarzały się osoby, które śmiertelnie przestrzegają zasady „karta stół”, ale mimo wszystko gracz na każdym poziomie mógł się na turnieju odnaleźć.
Rozpiska setu – czas trochę ponarzekać. Jako osoba, która nie przegląda spoilerów regularnie i woli na końcu spojrzeć na agregat byłem niezadowolony. Googlowane hasło „Tales of Aria full set” niestety nie zwraca mi tego, do czego jestem przyzwyczajony w MtG. Mam świadomość młodości gry i dlatego nie skreślam jej z takich powodów. Jest to jednak odczuwalny minus.
Zasoby online – zarzut podobny do tego wyżej. Channel Fireball próbował tworzyć content, ale jest go mało. Na YouTubie przed turniejem znalazłem cały jeden film, który omawiał tematykę, która mnie interesowała. Jeden. Liczę na to, że gra się będzie rozrastać i zasobów będzie więcej. Póki co trzeba iść po omacku.
Łatwość złożenia talii – tu przyznam, że nie było łatwo. Tales of Aria ma podział na trzy klasy postaci, do tego trzy żywioły i karty generic. Finalnie można było karty rozłożyć na aż siedem kupek. Na początku było to przytłaczające. Dodatkowo kart było mniej więcej tyle samo w każdej kupce, więc nie można było pójść strategią „gdzie mam więcej kart, to to składam”. Ale znalazłem światełko w tunelu. To wszystko co wypisałem wyżej… to plus! Nie minus. Dlaczego? Bo mogłem złożyć cokolwiek. Finalnie doszedłem do wniosku, że jakiej talii z tego nie złożę, to będzie okej. To zmniejszyło presję i zacząłem na spokojnie zaznajamiać się z kartami. Co prawda na końcu zagrałem po prostu klasą, do której otworzyłem bardzo drogą kartę, ale mogłem grać czymkolwiek.
Przegrywanie do jednej karty – absolutnie nie! To jest też po prostu specyfiką Flesh and Blood. W tej grze nie przegrywa się od jednej karty, ale od całej strategii i przebiegu gry. Tak samo wygląda to w limited FaB. Gry kończyły, się gdy life total jednej osoby spadał do zera, a drugiej był na jednym czy dwóch punktach. Zacięte batalie do ostatniego tchu to jedna z najlepszych cech tej gry i tutaj jej nie brakowało.
Ciekawe gry – jak napisałem wyżej, zdecydowanie tak było. Gry były pełne decyzji, sekwencjonowania, obierania różnych strategii. Jest to cecha całej gry.
A co z liczbą graczy? To również nie był problem. Wszystkie miejsca były wykupione, sala pełna. Pre trwało pięć rund, więc można było sobie porządnie pograć.
Finalny werdykt
W pięciopunktowej skali – cztery gwiazdki. Na mój dobry humor dodatkowo pozytywnie wpłynęło to, co otworzyłem. W żargonie FaBa jest to „1st Edition Cold Foil Mythic” warty pięćset dolarów. Jaki to byłby odpowiednik w Magic: the Gathering? Myślę, że foilowany Jace, the Mind Sculptor to dobre porównanie.
Spodobał Ci się ten wpis?
Jeśli chcesz czytać takich więcej, doceń naszą pracę i następne zakupy z ulubionej karcianki zrób w naszym sklepie. Każdy zakup to procent dla naszej redakcji, co przekłada się na rozwój serwisu. Dzięki, że jesteś!