Regional Championship Qualifier
Gdy Legacy ogłosiło że Regional Championship będzie w formacie standard stwierdziłem, że nie mam ochoty grać tego formatu. Standard był bardzo mierny w ostatnich latach. Nie zagrałem żadnego Regional Championship Qualifier w warszawskich LGS’sach, na Paprykarzu zapisałem się na dwa sealedy BRO, przy okazji były to RCQ. Już w pierwszym otworzyłem potężne karty, czyli Teferi, Temporal Pilgrim i Titania’s Command, a wynik 5-1 w swissie dał mi top8. Dostałem wskazówki od Radka „Ishan” Kaczmarczyka że z podpakami jest najlepsze i dwu dropy są premium stworami. Wydraftowałem z przewagą stworów za trzy mana i Sardian Cliffstomper jako jednym z niewielu dwudropów. Miałem też Skitterbeam Battalion na końcu krzywej i Brotherhood’s End na wszelki wypadek. Dwa mecze później znalazłem się w finale z dobrym kolegą Maciejem „Duofanelem” Janikiem, który mi się poddał, bo już miał slota z MTGO. Okazało się więc, że znikąd mam slot na Napoli i trzeba grać standard. Na szczęście zainteresowanie formatem trochę odżyło w związku z Regional Championship na świecie i standard gra więcej niż tylko dziesięć osób na arenie.
Duo założył kanał discord do testowania, na którym znaleźli się prawie wszyscy Polacy grający w Napoli, jeden Kanadyjczyk i Holender. Była profesjonalna tabelka do wpisywania wyników z lig, wątki o różnych deckach, umawianie się na testing, czy streamowanie lig na discordzie. Ja dość szybko zdecydowałem, że chcę, by mój deck miał cztery sztuki Fable of the Mirror-Breaker. Trochę czasu straciłem, próbując znależć dobrą wersję decku reanimującego Atraxa, Grand Unifier za pomocą Invoke Justice, czy Cruelty of Gix. Spróbowałem każdej kombinacji kolorów /X i uznałem że nie da się tego zrobić. Wszystkie decki miały mniejsze lub większe problemy z powtarzalnością wykonywania własnego planu na grę, a prawdziwe problemy zaczynały się, gdy przeciwnik posiadał miks zagrożeń, kontr, discardu, czy grave hate po sideboardzie. Stwierdziłem, że nie warto tracić czasu w poszukiwaniu być może najlepszego decku w formacie, gdyż wystarczy mi tylko top36 co daje zaproszenie na Pro Tour. Czyli został mi tak naprawdę jeden deck, czyli Grixis Midrange. Jund jest słaby, Mardu jest lepsze Junda, lecz nadal gorsze od Grixisa. Chyba że spodziewamy się meta pełnego agresywnych decków.
Po zagraniu kilku lig na MTGO, pewnej ilości laddera na Arenie, kilku dedykowanych sesji na konkretne matchupy oraz dużej ilości notatek w zeszyciku (pomaga uporządkować losowe przemyślenia o formacie/decku), zdecydowałem się na następującą decklistę, którą wysłałem we wtorek przed turniejem. W czwartek dokonałem jednej zmiany w sideboardzie, o tym będzie trochę później:
Jest to dość standardowa decklista respektująca agresywne decki za pomocą dwóch Cut Down. Dzięki Bladecoil Serpent i Blue Sun’s Twillight posiada dobry matchup z Mono White Control. Nie rozumiem nigdy, dlaczego ludzie lubią takie decki, ale zawsze są one powszechniej grane, niż wskazywałby na to ich win rate. W sideboardzie był mirror breaker w postaci Razorlash Transmogrant i odpowiedź na niego, czyli Anoint with Affliction, który jest też całkiem dobry przeciwko Esper Legends.
Trochę niezgodnie ze słynnym sloganem „Play the Game. See Convention Centers”,do Neapolu postanowiłem pojechać trochę wcześniej, by spędzić parę dni w tym mieście razem z żoną. Chcieliśmy pozwiedzać oraz konsumować neapolitańską kuchnię. W związku z tym, że lecieliśmy w środę, musieliśmy lecieć z przesiadką w Monachium. Już pierwszego dnia zaczęły się przygody. Nasz lot Wwa-Munchen był opóźniony przez co nie zdążylibysmy na lot Munchen-Napoli więc Lufthansa zaproponowała nam małą wycieczkę Wwa-Zurych-Rome-Napoli.
Jestem typowym foodie, który spędza dość dużo czasu na planowaniu, gdzie coś zjeść oraz co wypić. Jestem dużym fanem wszelakiego street foodu, kraftowego piwa i kawusi. Żona żartowała, że na wybór pizzerii poświęciłem więcej czasu niż na wybór talii. Tak więc dni przed Regional Championship’em spędziliśmy na jedzeniowej turystyce.
W piątek z rana udaliśmy się na site, by podpisać karty dla znajomych, rozejrzeć się oraz odebrać swag bag.
Na miejscu zamówiłem brakujący token do decka w postaci Pilota oraz miałem krótką rozmowę z Huey Jensenem na temat Organized Play i czemu MTGO nie ma PTQ tylko RCQ.
W końcu nadszedł sobotni ranek. Wyposażony w talię (w linku cały mój oficjalny rekord) oraz karteczkę z planem sideboardu ruszyłem na site grać Legacy European Championship Naples!
Legacy European Championship Napoli – dzień pierwszy
Runda pierwsza vs Mono Red ze splashem po Go for the Throat
W grze pierwszej dobrał z czuba pocisk, by mnie spalić, natomiast w grze drugiej i trzeciej nie dobrał removalu na moją drugą Sheoldred, the Apocalypse.
Runda druga vs Mono White Control
W pierwszej grze zagrałem Bladecoil Serpent za dziesięć mana, który odrzucił przeciwnikowi całą rękę i go zabił w dwa ataki. W drugiej na początku skontrowałem dwa Wedding Announcment, a potem rzuciłem Invoke Despair tura po turze, co zamknęło grę.
Runda trzecia vs GW Toxic
Pilotowany przez anonimowego gracza z MPL, który czasem pojawiał się na naszym podcaście. W pierwszej grze zabiłem wszystko, w drugiej dobrał trzy Wedding Announcment, które razem z Mirrex i moim brakiem presji zabiły mnie. W trzeciej grze rzuciłem Duress, wyrzucając jakiś enchantment, a potem zabiłem wszystkie stwory, a na końcu gracza MPL.
Runda czwarta vs Grixis Reanimator
W pierwszej grze przeciwnik potknął się o swój deck. W drugiej miałem tura po turze: Bloodtithe Harvester, Fable of the Mirror-Breaker, Sheoldred, the Apocalypse, Duress i kontra, Invoke Despair i Duress, a tury siódmej nie było.
Runda piąta – mirror
Nic nie pamiętam. Jakieś gry bez historii wygrane 2-0.
Runda szósta vs Mono U Tempo
W pierwszej grze zagrałem w drugiej turze Bloodtithe Harvester, w trzeciej i czwartej sagę, nic nie zostało skontrowane, więc wygrałem. W drugiej grze popełniłem błąd/złą decyzję w świetle tego, co się potem wydarzyło. Przeciwnik miał w stole dwa Tolarian Terror’y, ja dwa Bloodtithe Harvester’y i Fable of Mirror-Breaker, które wchodziło na drugi rozdział. Odrzuciłem Anoint with Affliction, a mój przeciwnik odtapował się i dograł Haughty Djinn, który mnie zabił w dwa ataki. W trzeciej grze mulligan do piątki u mnie. Trzy lądy, Bankbuster i Fable na play to nie tak źle. Niestety przeciwnik zagrał Spell Pierce w w oba zaklęcia i pierwsza przegrana zaliczona.
Runda siódma vs Mono W Control
Gra pierwsza: przeciwnik rozpatrzył trzy Wedding Announcement i zabił mnie parę tur później. Druga gra u mnie to Harvester, Fable, Invoke, po którym przeciwnik się już nie podniósł. W trzeciej wymienialiśmy się kartami do momentu, aż zagrałem Sheoldred. Nagle przeciwnik włączył tryb turbo dobieranie. Jedyne co robił, to zagrywanie Reckoner bankbuster i dobieranie karty, potem Roadside Reliquary, z którego dobierał dwie karty. Preator solo ze swojej umiejętności wygrał calą grę. Nie atakowałem, by nie wpaść pod The Wandering Emperor. Przeciwnik był bardzo miły i sam głośno ogłaszał obrażenia z Sheoldred.
Runda ósma – mirror
Nic nie pamiętam. Jakieś gry bez historii wygrane 2-0.
Runda dziewiąta vs Esper Legends
Nico miał bardzo dobrą krzywą i to wystarczyło na mój średni draw. W drugiej grze ustabilizowałem sytuację na czterech punktach życia, obydwoje mieliśmy po Sheoldred, the Apocalypse, ja miałem removal na ręku na mniejsze typki, a stół był taki, że nikomu nie opłacało się atakować. U przeciwnika było zero kart w ręku, więc wydawało mi się, że jestem faworytem w tej sytuacji. Niestety Otawara,Soaring City z czuba u przeciwnika w moją Sheoldred sprawiła, że spadłem na dwa punkty życia i nawet po jej ponownym zagraniu zginąłem w swoim drawstepie.
7-2 po pierwszym dniu to był wynik, z którego byłem zadowolony. To, z czego byłem niezadowolony, to fakt, że turniej zakończył się około dwudziestej, a rozpoczął się o dziewiątej rano. Terminacje w każdej rundzie koszmarnie wydłużyły cały dzień turniejowy. Sama miejscówka bardzo przestrzenna, z barem, dobrą kawą i ciastkami, kanapkami, czy hotdogami, czyste toalety, a na zewnątrz ławeczki oraz zielony trawnik. Wieczorem na obiad pizza i spanko.
Legacy European Championship Napoli – dzień drugi
Runda dziesiąta vs GW Toxic
W pierwszej zabiłem wszystko i skontrowałem Tyvar’s Stand. W drugiej zagrałem szybkiego Brotherhood’s End, po którym przeciwnik w mig się odbudował, a ja znalazłem się na ośmiu poisonach. Wtedy nadszedł czas, gdy zmiana w deckliście z czwartku wzięła mojego przeciwnika na klubing i adwesarz był bardzo, ale to bardzo smutny z tego powodu.
Runda jedenasta vs Esper Legends
Byłem na play. W turze drugiej Harvester, w trzeciej Fable, w czwartej removal w Corpse Appraisera, w piątej Sheoldred i kontra. W drugiej grze, w turach drugiej i trzeciej zagrałem removal. Tura czwarta – Fable w ręku i same lądy, ale luzik, Kiki dostarczy gaz już w następnej turze. Tura piąta: draw ląd, saga na drugi rozdział discard dwóch lądów, draw dwóch kolejnych. Fizycznie poczułem jak schodzi ze mnie powietrze i gra mi ucieka. W kolejnej turze poddałem po dobraniu kolejnego ląda. W trzeciej grze moje karty bardzo źle ułożyły się przeciwko kartom przeciwnika. Ja dobrałem sam punktowy removal (nie Anoint with Affliction) oraz Brotherhood’s End, a Nassif dwóch Guardian of New Benalia i Razorlash Transmogrant. Dość smutna przegrana, bo nie czułem, by ta wersja Esper Legends miała dobry matchup na moją wersję Grixisa.
Runda dwunasta vs Mono W Control
Jakaś psychopatyczna wersja z czterema Field of ruin i trzema Demolition Field. Żeby było zabawniej przegrał pierwszą i trzecią grę. Channelowałem Otawarę w anioła, by wygrać. Oponent ponzował mnie przy każdej okazji, niezależnie od tego, co się działo na stole, a wygrał drugą grę, gdzie się wysypał z trzech Wedding Announcement.
Runda trzynasta – mirror
W pierwszej dobrałem trzy Fable i trzy Invoke więc wygrałem. W drugiej grze miała miejsce sytuacja, która mnie najbardziej zbulwersowała.
Miałem w stole Reflection of Kiki-Jiki z summoning sickness i Razorlash Transmogrant. Przeciwnik w swojej turze zagrywa Bankbustera i puszcza turę z trzema kartami w ręku i czterema mana dostępnej. W swojej turze dobrałem Corpse Appraiser, z którego znalazłem Negate. Pomyślałem chwilkę, stwierdziłem, że przeciwnik nie może mieć removalu w ręku, bo wypadałoby zabić Reflection of Kiki-Jiki, czy to w jego turze, czy w odpowiedzi na Corpse Appraiser. A nawet jak ma ten removal, to mam kontrę. Postanowiłem skopiować Corpse Appraiser, by agresywnie starać się wygrać szybciej. Wyczułem moment słabości, w którym mogę zadać dużo obrażeń i dobrać kartę. Okazało się, że przeciwnik miał i removal i kontrę. Potem odtapował się, dograł Sheoldred, removal w Kikiego, a ja dobrałem piach i zamiast 2-0, zrobiło się 1-1.
Powinienem po prostu puścić turę i aktywować Kikiego w końcu tury przeciwnika. Morał z tej gry jest taki, żeby śpieszyć się powoli. W trzeciej grze po prostu przegrałem, nawet nie pamiętam jak.
Runda czternasta – mirror
Najważniejszy mecz turnieju. Jak wygram tę rundę, w następnej mogę brać ID i osiągam top36, czyli zaproszenie na Pro Tour zdobyte. W tej rundzie miałem dwie gry, gdzie deck po prostu stwierdził, że odmawia współpracy. Dobrałem same karty, które nie miały wpływu na rozgrywkę. Dobierałem tak źle, że przeciwnik zdołał odpalić ultimatum Kaito Shizuki w drugiej grze.
Runda piętnasta – mirror
Niestety pozbawiony możliwości wzięcia ID, gram o hipotetyczne top36, jeśli tiebreakery będą dla mnie łaskawe. Zaczynamy grać: ja mulligan do sześciu z trzema lądami, dwoma removalami i Invoke despair. Przeciwnik zagrał Reckoner Bankbuster w turze drugiej i trzeciej, ja dobrałem trochę więcej lądów oraz dwa Corpse Appraiser. Oponent dobiera karty z Bankbusterów, które w końcu zrobiły sobie kierowców, po czym z łatwością mnie zabił, z większą ilością many, kart na ręku i permanentów w stole. Podczas sidowania zrobiło się dziwnie pusto. Okazało się, że czternaście stolików przed nami wzięło remis, więc na top36 potrzebowałem małego cudu. Sidowałem się w agresywną konfigurację, bo byłem na play, a przeciwnik miał w sideboardzie dużo kontr i ogólnie miał charakter osoby, co bardziej lubi kontrować zaklęcia, niż samemu je zagrywać.
W drugiej grze mulligan do sześciu: dwa Darkslick Shores, Shivan Reef, Duress, Bloodtithe Harvester i Razorlash Transmogrant. W pierwszej turze Duress w przeciwnika, typ pokazuje mi rękę: Takenuma, Abandonen Mire, Haunted Ridge, Invoke Despair, Brotherhood’s End, Make Disappear, Disdainful Stroke, Sheoldred, the Apocalypse. Patrzę na to, co pokazuje mi przeciwnik, patrzę na niego i myślę: Z kimś kto keepuje takie ręce nie mogę przegrać, ta gra nie jest aż tak niesprawiedliwa. Trochę czasu zajęło mi wymyślenie co odrzucić, bo oponent nic nie jest w stanie zagrać z tej ręki. Wybrałem Make Disappear, bo uznałem, że może mi najbardziej zaszkodzić, jak uda mu się dobrać niebieską manę. Jeśli wytapuje się na Brotherhood’s End, to mogę rozpatrzyć inne zaklęcia, wrócić turę później Razorlasha – dramatu nie będzie. Typ zaczyna: Takenuma, Duress z czuba pokazuje mu rękę bez celów, w turze piątej zagrał Brotherhood’s End, w szóstej Sheoldred, która dostała z Go For The Throat, wróciłem Razorlasha w swojej, poprawiłem Invoke i czas na trzecią grę. Z trzeciej pamiętam tylko, że rzuciłem Duress, wybrałem Fable, który sklejał jego całą rękę. Przeciwnik zginał od dwóch Razorlashy i Sheoldred, na którą nie miał removalu.
Legacy European Championship Napoli – podsumowanie
10-5 to wynik poprawiony o jedną wygraną z Sofii, szkoda że w ostatniej rundzie, ale co zrobić. Do tie breakerów podchodziłem dość optymistycznie, bo byłem 7-2 w pierwszym dniu, dwóch moich przeciwników zrobiło top8, dwóch top32, trzech top64. Runda się kończy, Will Hall coś tam mówi przez mikrofon, ale wszyscy patrzą w telefony, jaka jest ich końcowa pozycja w turnieju. Trzydziesty siódmy. Od miejsca trzydziestego czwartego do pięćdziesiątego były osoby z wynikiem 10-5. Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to: Tak blisko tak daleko. Druga myśl to uświadomienie sobie, że przecież zaproszenia przechodzą w dół, a Gabriel Nassif na pewno ma zaproszenie z poprzedniego Pro Toura, więc mam slota. Trzecia myśl o Huey, który stoi obok, więc chciałem się u niego upewnić. Podbijam i pytam, czy zaproszenie przechodzi w dół. On mówi, że tak i pyta się mnie, który skończyłem. Mówię, że trzydziesty siódmy, a w odpowiedzi słyszę „You are safe man”. Była krótka chwila radości, bo praktyczny cel na event zrealizowany, czyli zaproszenie na Pro Tour jest… Tak na 99,99%, pisząc to czekam nadal na maila z potwierdzeniem. Potem chwile zwątpienia, bo teoretycznie celem było top36, a tu slot jakoś sam przyszedł, a ja nie zrobiłem tego top36… Minęło już trochę czasu, przepracowałem swe uczucia i myśli, uważam że ten turniej to był sukces, gdzie wymierna ilość testingu, dobrej gry i tego, że przegrałem z bardzo dobrymi graczami sprawiły, że zasłużenie byłem trzydziesty siódmy, więc ten slot mi się należał.
Po swissie otoczyliśmy Huey Jensena, dopytując na temat Organized Play i jak wygląda jego wizja rozwoju MtG. Niestety, na moje pytanie, czy można dawać warningi za powolną grę ludziom za drugą terminację w czasie turnieju, odpowiedział że nie. Mówił też, że jest zadowolony z tego, jak obecnie Legacy ogarnia te turnieje oraz ich planów na przyszłość. Jego zdaniem obecny system zachęca ludzi, którzy lubią grać w MtG do grania i zdobywania slotów, a nie tylko do grania trzy razy do roku na Pro Tourze. Sprawiał wrażenie osoby kompetentnej i takiej, której zależy na tym co robi, po prostu: „I love magic, I always loved playing magic and i hated when people were saying I am forced to test for Pro Tour”.
W poniedziałek wybraliśmy się na ostatnie zwiedzanie i zakupy pamiątek. Jedną z najbardziej zaskakujących i uroczych rzeczy, jakie zobaczyłem w Napoli był żółw dreptający sobie po podwórku w jednej z restauracji. Tym żółwiem pożegnam się z Wami, zakładam że po sukcesie w Minneaopolis raport stamtąd też napiszę.
Spodobał Ci się ten wpis?
Jeśli chcesz czytać takich więcej, doceń naszą pracę i następne zakupy z ulubionej karcianki zrób w naszym sklepie. Każdy zakup to procent dla naszej redakcji, co przekłada się na rozwój serwisu. Dzięki, że jesteś!