Relacja LMS Warsaw. Od zera do bohatera, czyli jak Meme Deck robi top 4

Patryk Kobiałka25.10.2022Czas czytania: 15 minut(y)

Jund Citadel – dlaczego wybór padł na tę talię?

Każdy kto mnie zna, wie, że Jund Citadelem gram bardzo długo. Wersją BG zacząłem od dobrego wyniku Kanistra tym deckiem w Challenge’u dwa lata temu, zaś wersją Jund Citadel od wejścia Pathway’ów. Od wtedy też zacząłem masterować ten deck, przy okazji grając innymi top tierowymi taliami. Nie był to jednak główny powód wyboru Jund Citadel na ten event. Takowym była chęć zaskoczenia przeciwników, ponieważ talia od bana Winota, Joiner of Forces nie istnieje nawet w statystykach Goldfisha. Oba wcześniej wymienione czynniki spowodowały, że zdecydowałem się na grę Jund Citadel.

Co nieco o talii i jak ona działa?

CREATURES: (30)
Llanowar Elves
Elvish Mystic
Gilded Goose
Priest of Forgotten Gods
Prosperous Innkeeper
Woe Strider
Catacomb Sifter
Mayhem Devil
Liliana, Heretical Healer

SPELLS: (8)
Collected Company
Bolas’s Citadel

LANDS: (22)
Swamp
Darkbore Pathway
Blightstep Pathway
Cragcrown Pathway
Blooming Marsh
Blood Crypt
Stomping Ground
Overgrown Tomb

SIDEBOARD: (15)
Fatal Push
Thoughtseize
Unlicensed Hearse
Outland Liberator
Abrupt Decay
Go Blank
Klothys, God of Destiny
Binding the Old Gods

Talię można podzielić na trzy grupy kart:

  1. Karty dające manę, służące do przyspieszenia zagrania Cytadeli: Llanowar Elves, Elvish Mystic, Gilded Goose, Priest of Forgotten Gods, Prosperous Innkeeper, Catacomb Sifter.
  2. Karty dające życie, aby móc zagrywać karty z Cytadeli: Gilded Goose, Prosperous Innkeeper.
  3. Karty, które pozwalają nam ominąć zacięcie się comba: Woe Strider, Catacomb Sifter, Priest of Forgotten Gods.
  4. Bonus karta – Liliana, Heretical Healer // Liliana, Defiant Necromancer, zaliczająca się do każdej z trzech kategorii.

Najszybciej Bolas’s Citadelę możemy zagrać w trzeciej turze. Mamy cztery możliwości na takie zagranie, posortowane od najlepszej do najgorszej opcji:

  1. W pierwszej turze Llanowar Elves lub Elvish Mystic, w drugiej Priest of Forgotten Gods i jeden z manadorków. W trzeciej mamy już sześć many.
  2. W pierwszej turze Llanowar Elves lub Elvish Mystic, w drugiej Prosperous Innkeeper i jeden z manadorków. W trzeciej turze potrzebujemy od jednego do dwóch lądów dających czarną manę, dzięki czemu mamy sześć many.
  3. W pierwszej turze Gilded Goose, w drugiej Priest of Forgotten Gods i jeden z manadorków. W trzeciej turze nie potrzebujemy nawet ląda. I bez tego osiągamy sześć many. Lepiej jest oczywiście z lądem.
  4. Zagrywamy szybko trzy lub cztery manadorki, po czym w trzeciej zagrywamy Cytadelę.

Oczywiście powyższe sytuacje zdarzają się dość rzadko, czwarta tura na wrzucenie Bolas’s Citadeli jest bardziej realna. Niemniej jednak należy pamiętać, że talia ma sześćdziesiąt kart, a Cytadel jest tylko cztery. Czy to oznacza, że jeśli nie dobierzemy Bolas’s Citadeli to przegrywamy grę? Oczywiście, że nie. Wtedy mamy plan B w postaci gry bardzo synergicznym Creature Collected Company Deckiem. W rzeczywistości okazuje się, że częściej wygrywamy w ten sposób niż przez Cytadelę. Zapraszam do relacji z turnieju:

Na główny event zarejestrowało się 160 graczy

LMS Warsaw — day 1

Pierwsza runda vs Abzan Greasefang (Louis Guichard) 2:0

Już na starcie beznadziejny match-up, czyli match-up loteria. Pierwsza gra polega na tym, kto pierwszy się skręci. Niestey, grę pierwszą pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam tylko, że nie wygrałem jej przez combo, ale przez value potworów, gdyż mój przeciwnik nie dobierał za dobrze. W drugiej otworzyłem rękę z Unlicensed Hearse, zatem była to prosta decyzja o zachowaniu startowej ręki. Paradoksalnie nie zagrałem tego Unlicensed Hearsea, gdyż po prostu okazało się, że mogę się skręcić z Bolas’s Citadeli, więc to też zrobiłem. Przeciwnik poddał się po zagraniu Collected Company z Bolas’s Citadeli, gdyż widział, że trzymam piorytet po zagraniu Kompanii w celu zobaczenia, czy przypadkiem nie ma drugiej na górze biblioteki. Z ciekawszych rzeczy, to dowiedziałem się o takim „Paprykarzu” z ciekawymi nagrodami dla modernowców we Francji.

Druga runda vs Izzet Phoenix (Louis Grensing) 2:1

Tutaj zacząłem od dwóch wpadek. Pierwsza: Hej apka mi się zacięła, gram z tym samym graczem. Bo nie czarujmy się, jaka jest szansa, że gracz, z którym gram drugą rundę ma to samo imię i nazwisko zaczyna się na tę samą literę alfabetu? No właśnie, dość małe. A druga wpadka – że zacząłem od zapytania Niech zgadnę jesteś z Francji?, w odpowiedzi usłyszałem Nie, jestem z Niemiec. Wtedy sobie pomyślałem: Patryk nic się nie odzywaj już, bo tylko się kompromitujesz. Jeśli chodzi o grę, znowu przegrałem kostkę. Zobaczyłem ląd w pierwszej i pomyślałem „Pewnie kolejny jeszcze gorszy match-up – Izzet Phoenix„. No i nie myliłem się.

W pierwszej grze nie miałem co zrobić, przeciwnik miał bardzo szybkie rozdanie. Zobaczyłem Arclight Phoenixy dość prędko i nie udało mi się na nie odpowiedzieć. W drugiej grze było dość ciekawie, gdyż zagrałem w drugiej turze Klothys, God of Destiny. Mina przeciwnika była bezcenna. Przeciwnik zmuszony został do zagrania Lightning Axe’a, zrzucając Arclight Phoenixa, którego zjadła Klothys, God of Destiny. Niemniej jednak doszliśmy do momentu krytycznego, gdzie ja zagrałem Bolas’s Citadelę, ale zaciąłem się na dziewiętnastu życiach. Przeciwnik był na trzech życiach, miał pusty board, ja z Prosperous Innkeeper, Klothys, God of Destiny oraz Bolas’s Citadelą na boardzie. Oponent zagrał w taki sposób turę: Powrót trzech Arclight Phoenixów w Temporal Trespass. Zaatakował mnie w pierwszej turze za dziewięć, w drugiej za sześć, zostawiając jednego Fenixa do obrony przed Prosperous Innkeeperem. W następnej się skręciłem z sześciu punktów życia, używając zdolności Bolas’s Citadel. W trzeciej wyszła ciekawa gra, gdzie graliśmy bardziej creature deck vs creature deck. Przeciwnik zagrał Thing in the Ice, który od razu dostał Fatal Pushem oraz w kolejnych turach dwa razy Ledger Shredder. Udało mi się doprowadzić do sytuacji, gdzie przeciwnik używając Lava Axe’a musiał odrzucić Treasure Cruise, przez co musiał grać z topdecka. Udało mi się zniszczyć Ledger Shreddery, co w konsekwencji dało mi wygraną. Końcówkę tej gry można obejrzeć – swoją drogą ładny upkeep CoCo bez draw stepu. Pikanterii dodaje fakt, że po pierwszej grze rozmawiałem z Kubą Sznajderem, który stwierdził, że nie rozumie co tutaj Klothys, God of Destiny robi, po drugiej podbiegłem i pochwaliłem się jej wkładem do rozgrywki.

Trzecia runda vs Izzet Creativity (Rodmanbcn) 2:0

W końcu wygrałem kostkę, co akurat w tej konkretnej grze było bardzo istotne. Narzuciłem tempo, a przeciwnik przez dwie swoje tury jedyne, co mi pokazał to lądy. Dopiero w trzeciej turze zagrał Fable of the Mirror-Breaker. Tokena szybko zniszczyłem przez pingi Mayhem Devila. Wiedziałem, że to nie Fenix, ale rozważałem możliwość, że jest to UR Control. Czwarta tura przeciwnika: discarduje on Spell Pierce i Big Score, a ja się pod nosem cieszę, ponieważ mam na ręce Bolas’s Citadelę, do dyspozycji sześć many oraz wiem, na co gram. W kolejnej zagrałem Cytadelę, gdy przeciwnik miał otwartą manę, ale nie miał drugiego Spell Piercea, skręciłem się i wygrałem pierwszą małą grę. W drugiej grze przeciwnik miał pecha i zaciął się na dwóch lądach przez dwie tury. Jak zagrałem Thoughtseize w trzeciej, to aż się złapałem za głowę. Między innymi znajdowały się na ręce dwie sztuki Anger of the Gods oraz dwie sztuki Fable the Mirror Breaker. Jeden Anger ostatecznie został zagrany, ale przeciwnik miał już tak mało życia, że to mu nie pomogło.

Czwarta runda vs RB Midrange (Maurycy Pietrzak) 0:2

Derby Warszawy. Maurycy wiedział, czym ja gram. Ja wiedziałem, czym grał Maurycy, zatem bez niespodzianek. Kostkę przegrałem, keepnąłem rękę, której nie powinienem, czyli pięć lądów, Priest of Forgotten Gods i Bolas’s Citadel. Wiedziałem jednak, że ta gra może być wolna. Przeciwnik zaczął od Thoughtseize w pierwszej i wyrzucił Cytadelę. Ja dobrałem drugą w kolejnym draw stepie. Później można powiedzieć, że nic się nie działo aż do szóstej tury Maurycego, gdzie zagrał Kroxa, Titan of Death’s Hunger w Kroxa, Titan of Death’s Hunger, a ja musiałem odrzucić dwa lądy z trzech kart. Topdeck ląd, zagrałem Cytadelę, ale niestety zobaczyłem na górze kolejną, a nie miałem nic na stole, żeby ryzykować płaceniem sześciu życia. W drugiej, to w sumie dominacja przeciwnika od początku gry. W pierwszej turze Duress wyciągający Collected Company, mass removal w trzeciej. Nic dodać, nic ująć. Szybkie 2:0 dla Maurycego, którego z tego miejsca pozdrawiam.

Piąta runda vs Bant Spirits (Vietmax) 2:0

W pierwszej po prostu zagrałem Cytadelę i wygrałem. W drugiej miałem miałem dziwną sytuację, gdyż na Bant Spirity post side, a szczególnie na draw wyrzucam wszystkie Bolas’s Citadele, ale nie tym razem. Dobrałem z czuba i w myślach „Co ty [cenzura] tutaj robisz!?” popatrzyłem na swoje punkty życia i stwierdziłem „Okay, nie było aggro rozdania, można próbować to grać”. Miałem bodajże dziewięć życia, lub coś koło tego, Prosperous Innkeepera i dwa Catacomb Siftery ze Scion tokenem. Zagrywam Bolas’s Citadelę i z góry biblioteki zagrywam Prosperous Innkeeper, przeciwnik w odpowiedzi Spell Queller. Na górze kolejny Prosperous Innkeeper, przeciwnik już zdenerwowany, a moim oczom ukazuje się Fatal Push. Poświęcam Scion tokena, trzymam piorytet i w odpowiedzi na scry Fatal Push w Spell Quellera, który ma pod sobą Prosperous Innkeeper. Zagrywam Prosperous Innkeeper, następnie na górze biblioteki widzę, że jest Collected Company, które zagrywam. Na górze jest kolejne CoCo, zagrywam, wyciągam dwa Mayhem Devile i strzelam za trzydzieści, mając dwa razy scry na stosie.

Szósta runda vs RB Midrange (Linas Biciunas) 2:1

Zmęczenie już tak mnie brało, że te gry były bardzo monotonne, albo tak to odebrałem. Wybaczcie, ale poza drugą grą przegraną przeze mnie w bitwie topdecków, niestety nic nie pamiętam.

Siódma runda vs Mono-Blue Spirits (Łukasz Kacperek) 2:0

Kolejne derby Warszawy. W pierwszej walczyliśmy o zasoby. W krytycznym momencie Łukasz podjął złą decyzję atakując wszystkim, ponieważ przestraszył się Mayhem Devila z Woe Stridererem. Wykorzystałem to i wygrałem pierwszą małą grę. W drugiej absolutna dominacja z mojej strony: Fatal Pushe, Priest of the Forgotten Gods, pingi z Mayhem Devila, czyli wszystkie atrakcje, dla których gram Jund Citadel.

Ósma runda vs Mono-White Humans (drawMyLands) 2:1

Przeciwko nieznanemu przeciwnikowi zatrzymałem rękę z jednym lądem i Gilded Goose. Gdy zobaczyłem, że przeciwnik gra Humanami, to pomyślałem, że poza Cytadelą, każda karta dobra. Przez dwie tury nie dobrałem drugiego ląda, ale zagrałem dwóch Prosperous Innkeeperów, a przeciwnik nie dobrał trzeciego lądu. Doszliśmy do kuriozalnej sytuacji, gdzie przeciwnik atakował mnie za osiem, ja blokowałem jakimś tokenem, przechodziły cztery obrażenia, po czym zagrywałem Catacomb Siftera i odzyskiwałem cztery życia. W końcu zacząłem dobierać lądy, a przeciwnik jak zaczął z dwoma, tak też skończył. W drugiej grze oponent miał turbo szybkie rozdanie, a ja przeciętne, zatem szybko się poddałem. W trzeciej grze zdominowałem grę używając Priest of the Forgotten Gods i triggerów Mayhem Devila.

Dziewiąta runda vs Mono-White Humans (Radek Kaczmarczyk) 2:1

Granie przeciwko dwukrotnemu Mistrzowi Polski wytwarza zawsze taką nietypową aurę, gdzie stara się człowiek zagrać najlepiej jak potrafi. Wygrałem kostkę. Ja mulligan, Radek keep. Rzuciłem tekstem, że nie keepnę one-landera, jak jakieś dziecko. Radek powiedział „może ja tak właśnie zrobiłem”. Ja na to, że „to jest niemożliwe”. Okazało się, że jest to możliwe. Radek zatrzymał rękę z jednym lądem i można powiedzieć, że z nim skończył pierwszą małą grę. W drugiej zaczął z szybkim tempem, było blisko stabilizacji, ale Thalia’s Lieutenant w Thalia’s Lieutenant zabrała mi marzenie wygrania tej gry. W trzeciej Radek i ja dobraliśmy trzy karty z sideboardu. Gra wyglądała tak: Ja Llanowar Elves, Opp Portable Hole. Ja Priest of the Forgotten Gods, Opp Portable Hole i Kytheon, Hero of Akros. W trzeciej zagrałem Outland Liberatora i Gilded Goose’a, Radek zagrał Thalia, Heretic Cathar. Ja w czwartej spasowałem turę, co oznacza, że stała się noc. Wtedy Radek stwierdził, że pokrzyżowałem mu plany, bo zagrał Brutal Cathar, ale odwróconego. Zagrałem z końcem Collected Company i wyciągnąłem Mayhem Devila i Catacomb Siftera. W swojej poświęciłem token Sciona, żeby pingnąć Mayhem Devilem jego Kytheon, Hero of Akros. Odpaliłem tym też revolt i Fatal Pushem zabiłem Thalia, Heretic Cathar, zagrałem Pathway’a i rzuciłem Abrupt Decay na odwróconego Brutal Cathara, płacąc trzy życia i spadając do ośmiu. Zaatakowałem wszystkim czym mogłem, niszcząc Portable Hole’a za pomocą triggeru odwróconego Outland Liberatora, odzyskując w ten sposób Priest of the Forgotten Gods. Mam jedną manę otwartą, Radek po dobraniu karty podaje mi rękę.

LMS Warsaw – Podsumowanie Day 1

Zacznę od lekkiego rozczarowania, że niestety, ale to nie są czasy starych GP, gdzie jest ponad tysiąc osób, a side eventów jest za mało. Na głównym evencie było sto sześćdziesiąt osób, a side event to chyba ani jeden się nie odpalił. Jeśli tak dalej pójdzie to te „GP” będzie bardziej przypominać stare PPTQ – niestety. Natomiast pozytywne jest to, że nie dochodziło do mnie, że po Day 1 będę drugi grając, jak to później nazwałem, Meme Deckiem. Dowiaduję się, że wygrywając minimum jedną albo dwie rundy następnego dnia, mam zapewnione top 32, czyli zaproszenie do Neapolu, na którym mi zależy oraz który niestety jest w Standardzie.

Wygrane Tixy można było wymienić na przeróżne fanty

LMS Warsaw – Day 2

Przed rozpoczęciem turnieju…

Przyjeżdżam, rozmawiam z ludźmi, łapię Wojtka Kowalczuka znanego przez wielu jako Xerk. Wojtek dzieli się ze mną spisami talii graczy z pierwszej dziesiątki. Wspominam o tym, bo to ma znaczenie w późniejszych wydarzeniach. Mija 9:00 i zaczynamy grać.

Dziesiąta runda vs Mono Black Zombie (Michał Lorenc) 0:2

Usiadł przede mną silny gracz. Na początku się ucieszyłem, że gram na Zombiaki z dwóch powodów. Pierwszy, że powinienem mieć z tym nawet do przodu, a po drugie, że dwa Rogue Decki się spotkały. Niestety radość trwała bardzo krótko. Po pierwsze, przegrałem kostkę. Po drugie, bardzo źle zagrałem, tracąc manadorka w zamian za tankowanie jednego punktu życia. Po trzecie, zobaczyłem Kalitas, Traitor of Ghet. Była jeszcze szansa na wygranie albo osiągnięcie przewagi, ale dostałem Thoughtseize’ami w dobrym momencie. W drugiej była lekka nadzieja, ale niestety lekka kraksa – prawie puste Collected Company przekreśliła grę. Przeciwnik dobrał dużą ilość removalu i zaciął się na trzech lądach, przez co nie mógł zagrać Kalitas, Traitor of Ghet. Niemniej jednak w końcu dobrał i wygrał.

Jedenasta runda vs UW Control (Martin Hrycej) 2:0

Czytam nazwisko i myślę Już wiem jak to się skończy, wszystkie gry w plecy. UW Controla dobrze grana ma dużą przewagę nad Jund Citadel. Po czym przypominam sobie, że Xerk mówił, że Martin czyta karty, w tym własne. Pomyślałem, że to może być moja szansa. Przywitałem, się powiedziałem, że gram Meme deckiem. Wygrałem kostkę, miałem rozdanie turbo aggro, Gilded Goose w Mayhem Devila w Woe Stridera. Na ręce miałem w zapasie Collected Company i tak sobie atakowałem co turę. Przeciwnik nie miał removalu, a ja nic nie zagrywałem powyżej sześciu punktów siły w stole. Wygrałem pierwszą bez pokazania Collected Company i Bolas’s Citadeli, co już oznaczało, że jestem szczęśliwy. Przy sideboardowaniu Martin powiedział, że nie jest to Meme deck, że to normalny Jund Sacrifice i że ma na to słaby matchup. Wtedy już wiedziałem, że mogę powiedzieć I got you. Kluczowe jest to, że jestem na draw i muszę wygrać tę grę, bo w trzeciej już nie będę miał przewagi niewiedzy. Gra się toczyła spokojnym rytmem, bo zatrzymałem rękę z trzema dropami i Bolas’s Citadelą. Dobrałem dwa razy Collected Company. Przychodzi czas na szóstą turę przeciwnika, który zagrywa Elspeth, Sun’s Champion. W głowie usłyszałem głos Freda Dursta z Limp Bizkit „Alright partner. Keep on rollin’ baby”. Mając na stole Prosperous Innkeepera zagrywam Bolas’s Citadelę i skręcam się. Po tej grze usłyszałem od przeciwnika You are right! It’s a Meme Deck.

Dwunasta runda vs Mono Green Devotion (Andrea Piemonti) 1:2

Okay gram na Mono G ze Skysovereign, Consul Flagship w mainie. Co może pójść nie tak? Wszystko. Ogólnie rzecz biorąc, gry wyglądały następująco. W pierwszej miałem turbo dobre rozdanie, gdzie zagrałem Bolas’s Citadelę. W drugiej Andrea mnie zdeklasował. W trzeciej keepnąłem rękę z jednym lądem z Gilded Goose, dwoma Prosperous Innkeeperami, Fatal Pushem, Catacomb Sifterem oraz Bolas’s Citadelą. Dobrałem o turę za późno ląd, żeby zrobić coś sensownego. Wszedł Karn, the Great Creator i pozamiatał.

Trzynasta runda vs RB Midrange (Michele Amendola) 1:2

Niestety jest to gra, której nie wspominam za dobrze. W pierwszej dobrałem trzy razy Collected Company. Jedno dostało Thoughtseizem, kolejne dwa były bardzo dobre. To wystarczyło, aby wygrać. W drugiej graliśmy bardzo długą i toporną grę. Oczywiście koledzy mojego przeciwnika siedzieli bliżej mnie niż niego, co już było niekomfortowe, ale pomyślałem o tym dopiero po całej grze. Całą grę można powiedzieć, że wygrało przeciwnikowi Sheoldred, the Apocalypse, ale nie w tym rzecz – bardziej w jaki sposób wygrało. Okazało się, że nie zapisałem przy dobraniu karty z Priest of the Forgotten Gods karty życia, a mój przeciwnik pokazał chyba palcem Sheoldred, the Apocalypse i zapisał stratę życia, nic nie mówiąc. Okazało się, że niepotrzebnie myślałem, bo według przeciwnika jestem na dwóch, a u siebie na czterech. Zacząłem mówić, że u mnie jest cztery życia, zatem po triggerze będzie dwa. Przeciwnik zawołał sędziego, powiedziałem okay. Przyszedł sędzia z kraju mojego przeciwnika, jeszcze na dodatek powiedział mi, że mój przeciwnik będzie mówić po włosku, a następnie będzie mi to tłumaczone. Wtedy tak sobie pomyślałem, jak ja kiedyś do sędziego z Polski zapytałem o coś po polsku, to dostałem ostrzeżenie, że mój przeciwnik jest z innego kraju i że powinienem pytać po angielsku. Ale może to inna sytuacja. Rozmawiają sobie, słyszę wielki bulwers. Oprócz tego Michele ma swoich kibiców, a ja już jestem powoli ścięty. Najlepsze jest to, że cały czas mi mówił, że zapomniałem zapisać zmianę punktów życia zupełnie w innym miejscu, przez co się buntowałem, bo miałem pewność, że zmieniłem. Dopiero później powiedział o umiejętności Priest of the Forgotten Gods. Przeanalizowałem, przyznałem rację, przeprosiłem i poprosiłem o to, by mówił każdy trigger, a nie tylko paluszkiem wskazywał. W trzeciej udało mi się zagrać Bolas’s Citadel, niestety zobaczyłem ląd w ląd. Przeciwnik miał Abrade i wygrał. Dodatkowo po grze porozmawiałem z Maurycym, który z nim grał i opowiedział mi, że według niego nie ma fazy Beginning of Combat i że jak się powie Combat, to od razu się atakuje. Wtedy żałowałem, że nie znałem tej historii wcześniej, bo na moje z tym odjęciem dwóch punktów życia było specjalnie bez informacji. Z Collected Company bym nie zagrał pod zwrot akcji, ale pod dodatkowe punkty życia.

Czternasta runda vs Abzan Greasefang (Konrad Sokołowski) 2:0

Przywitałem się, na wstępie przeprosiłem jakbym się rzucał, bo jestem w lekkim stresie. Na szczęście Konrad to wesoły człowiek i po pierwszych trzech zdaniach zapomniałem o grze wcześniejszej. Nie wiedziałem, na co gram, ale powiedział, że szybko zauważę. Wygrałem kostkę. Zagrałem Elvish Mystica w pierwszej, przeciwnik Blooming Marsh. Po tym zagraniu widzę, że Motomysz po drugiej stronie, co Konrad podsumował: Trafiony zatopiony. Zagrałem Priest of the Forgotten Gods i Llanowar Elves. Wtedy Konrad zrozumiał, że ja to ten, co gra Cytadelą. Pośmialiśmy się i graliśmy dalej. Zabił mi elfa Witherbloom Command. Ja w trzeciej zagrałem mięso armatnie pod Priest of the Forgotten Gods, gdyż miałem na ręce Bolas’s Citadel. Przeciwnik zagrał Greasefang, Okiba Boss w Esika’s Chariot, zadając mi trochę obrażeń. W następnej zagrałem Bolas’s Citadelę i się skręciłem. W drugiej grze obaj popatrzyliśmy na cztery karty i stwierdziliśmy, że patrząc na te karty już byśmy keepnęli rękę. W pierwszej dostałem Thoughtseize, który widział między innymi Fatal Pusha, Gilded Goosea, Klothys, God of Destiny. Został wyrzucony Fatal Push. W swojej zagrałem Gilded Goosea. W drugiej przeciwnik puścił turę, a ja zagrałem Klothys, God of Destiny. Z końcem mojej Kondrad castnął Grisly Salvage trafiając w dwie sztuki Esika’s Chariot i jedną sztukę Skysovereign, Consul Flagship. Miałem nadzieję, że brakuje mu samej Motomyszy, faktycznie w trzeciej turze jej nie miał. Dobrałem Fatal Pusha, zjadłem za pomocą zdolności Klothys, God of Destiny Skysovereign, Consul Flagshipa, zagrałem Prosperous Innkeeper i puściłem turę. W czwartej turze przeciwnik zagrywa Greasefang, Okiba Boss, po czym dostaje on Fatal Pushem z revoltem Treasure tokena. Następna tura i Klothys, God of Destiny zjada kolejny wehikuł. Turę spasowałem, bo miałem Collected Company. Przeciwnik dobiera ląda. Ja zagrywam Collected Company i to pozwala mi dojechać do mety.

Piętnasta runda vs G(B) Devotion (Bogdan Oros) 2:1

Dochodzi do mnie, że to jest gra o Top8, przy czym po przegranej z Michele myślałem, że już dawno jest po marzeniach o finałach. Gramy na głównym Feature Matchu. Nie wiem, czym gra przeciwnik, a on prawdopodobnie nie wie, czym gram ja. Wygrałem kostkę. Kuszący jednolądowiec, ale stwierdziłem, że drugi raz się nie zrobię na tę pułapkę. Mulligan. Szóstka potężna. W pierwszej zagrałem Llanowar Elves, przeciwnik odpowiedział tym samym. W drugiej Priest of the Forgotten Gods z Llanowar Elves licząc, że będzie Bolas’s Citadel u mnie w kolejnej. A jeśli nie, to chociaż żeby u przeciwnika nie było Old-Growth Troll. Cytadeli nie dobrałem, ale przeciwnik też nie dograł Trolla. W konsekwencji spowodowało to, że miałem dużą presję w stworach. Przeciwnik próbował mnie zrobić na sztuczkę z Heart of Kiran, ale nie ze mną te numery – 1:0. Druga gra, stuprocentowa dominacja przeciwnika. Tym bardziej, że nie trafiłem czwartego ląda – 1:1. I trzecia gra, miałem możliwość zagrania w trzeciej turze Bolas’s Citadelę, ale stwierdziłem, że gram wokół Boseiju, Who Endures i zagrałem Catacomb Shiftera. Po oddaniu tury pomyślałem „O nie! Przeciwnik zagra Karn, the Great Creator, którego widziałem i użyje plusu Karna na token Fooda i po grze.” Niemniej jednak okazało się, że po pierwsze przeciwnik nie zagrał Karn, the Great Creator, a po drugie i tak dałbym radę po prostu w odpowiedzi na cast Karn, the Great Creator poświęcić Scion token i Treasure token, by zrobić drugi Food token. Wtedy i tak miałbym w kolejnej sześć many i możliwość zagania Bolas’s Citadel. W każdym razie przeciwnik, zamiast zagrać Karn, the Great Creator, ustawił sobie grę pod następną turę, której już nie było. Wygrana i top8 czeka.

Całe Top8 LMS Warsaw ze mną na pierwszym planie

Top8

Skończyłem w Swissie na szóstym miejscu. Dowiaduję się, że gramy z jawnymi decklistami, zatem elementu zaskoczenia już nie ma, no trudno. Zrobili nam zdjęcia top8 i zaczęliśmy grę. Splitnęliśmy Tickety i stwierdziliśmy, że gramy tylko o dolary i sławę. Ćwierćfinał z…

Ćwierćfinał vs Mono Green Devotion (Raoul Zimmermann) 2:0

Ogólnie rzecz biorąc Raoul niestety miał pecha przy moich drawach. W pierwszej zagrałem Bolas’s Citadelę w bodajże trzeciej turze. W drugiej grze miał całkiem niezłą rękę, ale ja miałem lepszą i znowu zagrałem Bolas’s Citadelę. Trochę później, ale wystarczyło to, żeby się skręcić. Gry trochę bez historii, jednostronna dominacja, dlatego tak krótki opis.

Półfinał vs 5C-Incarnation (Michele Amendola) 1:2

Przed grą rozmowa, czy nie splitujemy też kasy, ponieważ wtedy tak naprawdę ucierpi tylko pierwsze miejsce. Zgodziliśmy się na split, zatem gra już tylko o chwałę była. Znowu na Feature Match, który polecam obejrzeć – był on w moim odczuciu ciekawy i pełny decyzji. Ponieważ decklisty były jawne, to wiedziałem, że nie gra Yasharn, Implacable Earth. Ucieszyło mnie to. Jako że byłem wyżej w brackecie, to zaczynałem. Miałem super rękę. Co prawda bez Bolas’s Citadeli, ale z tempem i opcją na zagranie potencjalnej Cytadeli, jeśli ją dobiorę w trzeciej turze. Ogólnie pierwsza gra nie układała się kompletnie po mojej myśli, przeciwnik moim zdaniem mógł to wygrać na multum sposobów. Nie wiedząc czemu w krytycznym momencie atakował mnie, a nie flipniętą Liliana, Heretical Healer. Dodatkowo zaskoczyła mnie trochę reakcja sędziego: Michele wstawia w stół Titan of Industry i kładzie tokena 4/4 trample. Po jakimś czasie czytam Titan of Industry i mówię, ze token nie ma trampków, na co dostaję odpowiedź, że on o tym wie. Ja nie czułem, żebym został poinformowany w jakiś sposób, że to, co u mnie reprezentuje token, ma zły zapis. A sędzia słysząc całą sytuację nic nie zareagował, tylko poszedł szukać tokena do Titan of Industry. Mówię to ku przestrodze, gdyż znam ten format i wiedziałem od samego początku, że nie ma trampków, ale komuś mogłoby to zepsuć grę. Ale to jedyne moje spostrzeżenie, co mi się nie spodobało. W drugiej grze myślę, że za szybko się poddałem, bo po prostu nie chciałem tracić czasu. Już mnie chyba choroba brała, a do tego przeciwnik miał dużą przewagę. Ale to był chyba błąd, gdyż top deckiem po scoopie była Bolas’s Citadela, która była potrzebna. Trzecia gra to poezja. Jak dla mnie walczyliśmy tak naprawdę na topdecki, przy czym ja wiedziałem, że mam ich mniej, bo z Collected Company położyłem dwie Bolas’s Citadele na spód biblioteki. Ogólnie przeciwnik dawał mi bardzo dużo szans na to, żeby ugrać. Wolał wrócić Skyclave Apparition na rękę niż Leyline Binding. Wytapował się w takim momencie, że mając wgląd na siedem kart z góry biblioteki mogę zagrać Bolas’s Citadelę i wygrać grę. Przeciwnik grał bardzo nieoptymalnie, niestety turę przed tym jak dobrałem Cytadelę, przeciwnik zagrał Reidane, God of the Worthy, a ja nie miałem siedem many. Przegrałem, ale to była bardzo dobra gra. Polecam zobaczyć.

Podsumowanie

Cóż, nie udało się wygrać Meme Deckiem, ale udało się zrobić bardzo dobry wynik, z czego jestem zadowolony. Dodatkowo nie wspomniałem o tym wcześniej, ale miało mnie nie być na tym evencie ze względu na koszt wejścia i nagrody. Jednakże dostałem bilet od mojej dziewczyny i znajomych jako prezent urodzinowy… jak widać, był to jeden z lepszych prezentów. Co do organizacji wydarzenia, nie mam nic do zarzucenia. Komentatorzy moim zdaniem wypełnili swoje zadanie na sto procent. Jedyny problem eventów Legacy jak dla mnie jest ta cena z kosmosu. Jeszcze raz dziękuję każdemu, kto pisał Take my Energy i tym podobne na czacie czy grupie na Facebooku, zawsze to dodaje skrzydeł. To tyle ode mnie na dzisiaj. Mam nadzieję, że dobrze Ci się czytało i że pewnego dnia spotkamy się przy stole i popykamy w karty z kolorowymi smokami, cześć!

Spodobał Ci się ten wpis?

Jeśli chcesz czytać takich więcej, doceń naszą pracę i następne zakupy z ulubionej karcianki zrób w naszym sklepie. Każdy zakup to procent dla naszej redakcji, co przekłada się na rozwój serwisu. Dzięki, że jesteś!